Cormac McCarthy – Droga… Poezja atomowej apokalipsy.

Cormac-McCarthy-The-Road_englPopiół, spalone lasy, opustoszałe zrabowane budynki, dymiące ciała na ulicach i chodnikach. Ojciec z synem idą po drodze pchając przed sobą wózek z całym swoim dobytkiem. Bandy uzbrojonych rabusiów w jakie zamieniły się regularne oddziały wojska rabują co popadnie. Idąc mijają opustoszałe sklepy, spalone, leżące na poboczach i chodnikach spalone i wciąż dymiące trupy, ukrywanie się śpiąc pod plandeką i wilgotnymi kocami, ukrywając się przed uzbrojonymi bandami maruderów, resztkami wojska, które po stracie dowództwa zajęło się grabieniem i zabijaniem.

Czytanie ‚Drogi’ wymaga dużego skupienia i uwagi. Ta proza jest gęsta dotykając końca skali a na dodatek część akcji odbywa ie teraz a duża część książki to myśli ledwo wlekącego się ojca, jego introspekcje i wspomnienia. Przejmująca scena, której nie zauważyłem podczas czytania kilka lat temu, gdy bohater na zrujnowanej spalonej benzynowej ze równie zniszczonego potłuczonego telefonu do swojego starego domu. Ile w tym jednym geście jest tęsknoty i cierpienia. Bardzo ciężkim emocjonalnie i nie wiem czy nie najcięższym momentem książki jest skonfrontowanie się z tym w co błyskawicznie popada cywilizacja człowieka po katastrofie i braku władzy. Pożywieniem staje się, jak w epoce wielkiego głodu w latach 30 XX wieku inny człowiek i to podane w Drodze oszczędnymi słowami, mało dosadnie, w sposób zawoalowany wręcz boli jak cholera, a może właśnie dlatego, dużo bardziej niż wszystkie wszystkie części horrorów z kanibalami i piła mechaniczną w roli głównej. Tam jest czyste wariactwo, tu jest goła konieczność i twarda rzeczywistość. Nie ma rządu, nie ma żadnych mechanizmów działania państwa które trzymały w ryzach dziesiątki tysięcy potencjalnych bandytów. Tych jednostek które tylko marzyły o takiej sytuacji. Bohater po zastrzeleniu marudera który chce porwać chłopca, natyka się wieczorem na jego kości i skórę, kości jak stwierdza ugotowano i dokładnie ogryziono, zajęli się nim jego kompani…

Błyskawicznie następuje degeneracja społeczna. Pojawiły się sekty, bandy, dzicy, ocaleni po wojnie ludzie nabijani są przez zdziczałe bandy na pale przy drogach, polewani benzyną i podpalani, płoną przy drogach jak pochodnie, niczym w najdzikszych czasach tysiące lat wcześniej. Na żerdziach ponabijane czaszki, obcięte głowy, pokryte odpędzającymi złe moce napisami i tatuażami. Ci którzy mają broń i brak skrupułów są myśliwymi, cała reszta uciekinierów zwierzyną i zdobyczą. W jednym z domów, szukając pomocy, koców i leków, ojciec okrywa spiżarnie – pod podłogą klapa prowadzi do piwnicy, a tam stłoczeni przerażeni ludzie, niektórzy już z obciętymi kończynami, skauteryzowanymi by nie umarli od razu od zakażenia i dłużej zachowali świeżość. Taka to jest Droga i kraj przez który wędrują… ‚Wypatroszona, spustoszona, jałowa kraina. Kości martwych stworzeń walające się w popiele. Śmietniki pełne neokreślonych odpadków…’.

Idąc ojciec oddaje się wspomnieniom ze swojego życia przed wojną, introspekcjom z byłego życia przed apokalipsą. Introspekcje i wspomnienia płynnie przechodzą w obserwacje tu i teraz, zgniłych pól, brązowego niezebranego zboża, płonących lasów, błota a obserwacje znów przechodzą w autoanalizę i wspomnienia. Także o żonie której , w auto-oskarżeniach i analizie, pozwolił załamać się i odejść, przeżuwając po raz setny i tysięczny wydarzenia i myśli z przeszłości i swoją pewność że umarła po tym w ciemności. Obserwujemy tu podobny zabieg jak w ‚Edenie’ Stanisława Lema. W Edenie nie mamy imion. Zamiast tego mamy Inżyniera. Doktora, Pilota…. Archetypy, w które każdy może się podczas czytania wcielić. Tutaj za to mamy: ojca i chłopca. I także żadnych imion. Czemu? Droga nie jest i nie miała być powieścią o jednej tylko rodzinie. Wtedy imiona by dostali, a powieść stała by się opowieścią o losach konkretnej dwójki ludzi. Tutaj pisarz dokonał tym zabiegiem transcendencji i wyjścia ponad poziom narracji konkretnej powieści, na meta-poziom rozciągnięcia opowieści na nas wszystkich. I my wszyscy czytając tą przerażającą powieść, czujemy ze możemy być takimi ojcami, w takich warunkach i w takim świecie uciekać i iść do przodu starając się ocalić właśnie dziecko…

Pewnej nocy zobaczyli z okien swojego domku jasne łuny nad miastem. Przeżyli dzięki temu że mieszkali daleko od miasta. Nie było za to już prądu i żadnej łączności. Tygodniami siedzieli potem w oknie i patrzyli z niego na płonące w oddali miasta. Gdy zaczęły się rabunki i gwałty i pojawili się maruderzy zdecydowali się odejść. Żona poddała się po zobaczeniu zbrodni i odeszła by się zabić. Bohater idąc wspomina, tęskni jednocześnie nie potrafi jej wybaczyć ze zostawiła syna i wybrała ucieczkę. Wspomina to jak ją prosił ‚Proszę sam nie podołam…’ Wybrała swój spokój i poddanie się, „Co ja mu rano powiem?”. „Pożegnasz się z nim? -Nie”. Skoncentrowany w paru słowach skoncentrowany dramat. Wojna jądrowa i świat po niej nie jest tu daleką przeszłością jak w iluś dziełach choćby w ‚Kantyczce dla Leibowitza’ Waltera Millera a czymś boleśnie realnym. Jeszcze płoną w górach lasy a w powietrzu unosi się pył, którego szare płatki spadają wirując w podmuchach wiatru niczym śnieg… Nie ma  jedzenia, plony leża niezebrane na polach, wszystkie sklepy i magazyny już wielokrotnie splądrowano. Ojciec z synem wędrują przez opustoszałe postapokaliptyczne stany, idąc w kierunku domu gdzie dorastał dorosły, który za wszelką cenę chce przekonać się czy nie przeżyła tam część rodziny i odwiedzić jeszcze raz swój dom i swoje dzieciństwo, o które wspomina idąc, przed dalszą wędrówką na zachód i południe, by uciec przed narastającym chłodem atomowej zimy.

„Tej nocy biwakowali w lesie, na grani górującej nad rozległą wyżynną równiną, która ciągnęła się na południe. Przy skale ułożył ognisko – zjedli ostatnie smardze oraz puszkę szpinaku. Nocą w górach rozpętała się burza, schodziła w ich stronę z kanonada trzasków i grzmotów, a zawoalowane migotanie błyskawic raz po raz rozwidniało goły szary świat. Chłopiec przywarł do niego. Krótkotrwały grzechot gradu, a potem powolny zimny deszcz”.

McCarthy_Droga_CVRJest to proza oszczędnie poetycka, pozbawiona wszelkich ozdobników, bardzo skoncentrowana i gęsta, ale jednocześnie nie można powiedzieć by była twarda i bez emocjonalna, raczej jest po stronie miękkości i poetyczności a nawet absurdalnie zważywszy na temat, łagodności i pogodzenia z losem. To jest poezja pisana prozą, co brzmi absurdalnie zważywszy na temat ale najbliżej oddaje język jakim napisana jest książka. Miałem podobne wrażenie jak przy powieściach Marqueza, także w ‚Drodze’ nie ma ani jednego zbędnego niepotrzebnego słowa. Jest skoncentrowana i pełna jak ukończony obraz, gdzie każde słowo jak pociągniecie pędzlem jest przemyślane i ma swoje pewne, konkretne miejsce.

Po pierwszym przeczytaniu ‚Drogi’ będąc pod jej wielkim wrażeniem stwierdziłem że to najcięższa książka pisarza. ‚Na południe’, krwawa wizja pełnego morderstw, skalpów i rabunków dzikiego zachodu w wykonaniu pisarza jest jeszcze brutalniejsza z uwagi na opisywane w niej niej okrucieństwa i rzezie, ale dramatu ojca i chłopca z Drogi to nawet nie dotyka. Także ciemna i mroczna powieść „w Ciemność” kładzie na naszych emocjach i procesie poznawczym duży ciężar dziejącego się w niej dramatu. ale Droga wciąż jest najbardziej przerażająca, ze względu na osobisty dramat dwojga ludzi i nasze myśli które się kłębią po jej zakończeniu. Co my byśmy robili w takiej sytuacji? Jak my byśby się zachowali? Gdzie uciekali? Co jedli? Jak się bronili przed bandami? Postapokaliptyczna powieść która ma niesamowite szczęście być napisana przez pierwszorzędnego, ba może nawet i najlepszego współcześnie amerykańskiego pisarza. Dla czytelników literatury pięknej i wielbicieli talentu Cormaca McCarthy’ego to oczekiwane następne wielkie dzieło mistrza po wielu wcześniejszych. Ale Droga to też znakomita okazja także dla wielbicieli literatury lżejszej, fantastycznej, tej traktującej o świecie po jego końcu, przekonania się jak wyglądać może powieść, w której scenografia pochodząca jak by się zdało z podwórka apokaliptycznej prozy potraktowana jednym z najlepszych piór świata współczesnej literatury.

Bliska mi jest ta powieść bardzo. Bliska, bo jest to dokładnie taka proza jaką cenię najbardziej. Skierowana ku człowiekowi i jego wnętrzu. Badająca ludzki los, emocje i jego zachowania w konfrontacji z dziejącym się naokoło Dramatem. Bliska jest temu jak widział proze i powieść Garcia Gabriel Marquez i jego odmalowywania ludzkich zachowań w zderzeniu z terrorem, u Marqueza politycznym, tutaj post-apokaliptycznym terrorem band maruderów i zdziczałego bezpańskiego wojska. Droga znalazła się na mojej najwyższej półce, bez wątpienia to jedna z nalepszych powieści ostatnich kilkudziesięciu lat.

ocena: bez oceny, poza skalą.

Dane wydania:

Autor: Cormac McCarthy
Tytuł: Droga
tytuł oryginału: The Road
wyd: Wydawnictwo Literackie
polskie wydanie: 10 marca 2008
ISBN” 978-8308041-789
stron: stron 268
oprawa: miękka

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.